Nocleg w górskim schronisku – na co się przygotować?
Niewielkie drewniane chatki, przycupnięte u podnóży skalnych ścian, albo przeciwnie – duże, murowane budynki górujące nad polanami, czy prześwitujące zza drzew. Emanujące światłem i ciepłem punkty na mapach zimowych szlaków, a latem – obietnica orzeźwienia czymś z lodówki (albo z beczki 😉 ). Za dnia zwykle gwarne i tłoczne, nocą… Cóż, nocą bardzo często niewiele mniej tłoczne i bywa, że również całkiem gwarne. Dla większości turystów tatrzańskie schroniska są jednak zazwyczaj jedynie przystankiem w drodze, celem rodzinnego spaceru, miejscem, gdzie można przekąsić coś, co nie jest zgniecioną w plecaku kanapką, złapać oddech przed dalszym wejściem albo dać nogom odpocząć przed resztą zejścia. Nocleg w schronisku początkującym górskim turystom wydaje się często wyższą formą wtajemniczenia. Wielu nigdy się nań nie odważy, pozostając przy bardziej komfortowych opcjach, jakie oferuje miasto. Część jednak, wiedziona ciekawością, czy po prostu możliwościami, jakie daje rozpoczynanie dnia w sercu gór – wreszcie zechce spróbować. Nie jest chyba tajemnicą to, że nocleg w schronisku różni się dość diametralnie od zakwaterowania w choćby najmniej komfortowym hotelu czy góralskim pokoju. Nie dla każdego jest jednak jasne, co to dokładnie oznacza i jak się na taki nocleg przygotować. I o tym właśnie będzie niniejszy tekst.
Cykl artykułów o odzieży i wyposażeniu outdoorowym na portalu Tatromaniak powstaje we współpracy z marką Decathlon.
Jak sobie zarezerwujesz, tak się wyśpisz…?
Przede wszystkim, planując nocleg w schronisku, trzeba brać pod uwagę fakt, że popyt na spędzenie nocy u samiućkich podnóży gór zdecydowanie przewyższa podaż. Schronisk jest w Tatrach dość niewiele – po polskiej stronie dokładnie 7, a ich ściany nie są z gumy i są w stanie pomieścić ograniczoną liczbę łóżek. Rekordzistą jest schronisko na Polanie Chochołowskiej, oferujące 121 miejsc. Dla porównania Schronisko na Hali Kondratowej ma ich równo 20. Ale nawet ponad setka miejsc noclegowych na Chochołowskiej czy w Murowańcu na Hali Gąsienicowej to wciąż mało względem tego, ile osób dziennie w szczycie sezonu wybiera się na okoliczne szlaki i miałoby chrapkę na przenocowanie w ich pobliżu. Oczywiście rozbudowa schronisk czy budowa nowych obiektów raczej nie wchodzi w grę z racji troski o środowisko. Toteż skutkiem takiej a nie innej sytuacji jest ogromne zainteresowanie rezerwacją noclegów, która bywa dokonywana nawet i na rok przed planowanym pobytem. Nie oznacza to jednak, że w schronisku nie da się zanocować, jeśli nie wykażemy się rocznym refleksem w planowaniu urlopu. Po pierwsze: najbardziej oblegane są weekendy, na tygodniu łatwiej o wolne łóżko. Po drugie: niemała część rezerwacji bywa odwoływana, więc czasem nawet w słoneczną sierpniową sobotę można spontanicznie wyhaczyć łóżko w Murowańcu, bo ktoś nie dojechał. Po trzecie: niektóre schroniska nie wyprzedają całej puli łóżek telefonicznie czy też internetowo, zatrzymując część z nich dla turystów, którzy dotrą danego dnia. No i w końcu: w niektórych schroniskach jest opcja „gleby”, czyli spania na podłodze (w czasach pandemii raczej nie funkcjonująca).
Wehikuł czasu
Na czym polega wspomniany kilka akapitów wyżej dyskomfort nocowania w schroniskach górskich? Cóż, przede wszystkim chyba na tym, że o ciszy i prywatności we własnym pokoju możemy raczej zapomnieć. Większość pokoi w schroniskach to de facto wieloosobowe sale z dość ciasno poustawianymi i zwykle piętrowymi łóżkami. Spanie odbywa się zatem w otoczeniu gromady obcych ludzi, co oczywiście pociąga za sobą czasem różne niedogodności, ale jednocześnie pozwala przenieść się nieco w czasie do dzieciństwa i szkolnych wycieczek albo letnich kolonii. 😉 Na tym zresztą opiera się w dużej mierze klimat schronisk i nocowania w nich – to okazja do poznania ludzi o tych samych pasjach, przeprowadzenia ciekawych rozmów, a czasem i uczestnictwa w niepowtarzalnych imprezach. Gorzej, jeśli plany kwaterujących danej nocy turystów rozjeżdżają się i część zamierza snuć górskie opowieści do rana, podczas gdy ktoś inny rano chciałby już być wysoko na grani, a przedtem choć trochę się wyspać.
Jeśli chodzi o nocowanie na łóżkach, to zwykle możemy liczyć na koc i poduszkę, ale za zestaw poszewek na nie czasem trzeba kilka złotych dopłacić. Część schronisk ma też zapas (ale ograniczony!) mat i kocy przewidzianych dla osób, które nocować będą awaryjnie, czyli na podłodze. Własny śpiwór i karimata nie są zatem koniecznością, ale też nie muszą okazać się zbędnym balastem.
Śpiwór do nocowania w schronisku nie musi być gruby i ciężki. Przy wyborze śpiwora kierować się należy podaną na nim temperaturą komfortu – jest to taka temperatura otoczenia, przy której w śpiworze będzie nam wystarczająco ciepło, abyśmy się bezproblemowo wyspali. A zatem przykładowo śpiwór o temperaturze komfort 10 stopni będzie nadawał się do nocowania w namiocie wczesną jesienią, gdy noce są jeszcze dość ciepłe. Analogicznie śpiwór o temperaturze komfort 0 stopni zapewni nam ciepło aż do przymrozków. Do spania w pomieszczeniach potrzebujemy więc śpiwora na około 15-20 stopni. Śpiwór trekkingowy o takim zakresie temperatur nie będzie zajmować dużo miejsca w plecaku ani zbytnio zwiększać jego wagi. Zamiast karimaty, która raczej nie mieści się do środka i musi być przyczepiona na zewnątrz plecaka, co implikuje ryzyko jej zgubienia i czasem po prostu przeszkadza, można natomiast pomyśleć o trekkingowym materacu, który zapakowany na dno plecaka nie będzie generować takich problemów. Niewielka pompowana poduszka może wydawać się już zbytnim luksusem, ale ostatecznie też nie zajmuje zbyt wiele miejsca, więc jej zabranie również można rozważyć.
Walka o…wodę
A dokładnie to o prysznic. W schroniskach górskich prysznice są wspólne i, rzecz jasna, przy dużym obłożeniu tworzą się do nich długie kolejki. Z poziomem komfortu samych prysznicy jest różnie, ale trzeba się liczyć i z tym, że zamiast wygodnej przestrzennej kabiny możemy trafić na ciasny brodzik za kotarą, z jednym wieszaczkiem, na którym będziemy musieli zmieścić wszystko, co przynieśliśmy ze sobą. Dlatego dobra organizacja przed wyprawą pod prysznic w schronisku to podstawa. Oprócz własnego, najlepiej szybkoschnącego i lekkiego ręcznika z mikrofibry (zakładam, że to, iż w pokojach schroniskowych nie ma co liczyć na oczekujący na nas świeży ręcznik to oczywistość) i klapek, dobrze jest mieć też funkcjonalną i pojemną kosmetyczkę z możliwością powieszenia. Do tego fajnie się sprawdzi kompaktowa torba, do której można zapakować zarówno kosmetyczkę, ręcznik, jak i ciuchy na przebranie – na pewno sprawi, że czekanie na swoją kolej pod prysznic będzie mniej uciążliwe.
Same kosmetyki oczywiście warto przed wyjazdem albo kupić w wersji mini, albo przelać do podróżnych buteleczek. Ciekawostką w tym temacie są listki myjące, które są naprawdę lekkim i kompaktowym rozwiązaniem, nie stwarzają ryzyka rozlania się w plecaku, a przy tym są biodegradowalne i przyjazne dla środowiska, dzięki czemu używać ich do odświeżenia się możemy właściwie wszędzie.
Własne źródło światła
Turyści nocujący w schroniskach o różnych porach się kładą, o różnych też wstają. Jedną z podstaw schroniskowej etykiety jest nie zapalanie światła w środku nocy, do czego posiadanie czołówki może okazać się konieczne. Latarka czołowa na górskiej wycieczce to w ogóle ważny element ekwipunku – nigdy nie możemy przecież z całą pewnością stwierdzić, że nasza wędrówka nie przedłuży się na skutek różnych nieprzewidzianych wydarzeń do zmroku. Jeśli planujemy spędzić noc w schronisku to warto rozważyć zabranie ze sobą takiego modelu, który ma tryb czerwonego światła – przypadkowe skierowanie go na śpiącą osobę nie powinno jej obudzić, a dodatkowo czerwony tryb nie będzie raził innych, ogarniających się dookoła osób.
Jednak jeśli to my potrzebujemy się wyspać, to musimy liczyć się z tym, że nawet jeżeli chęci wszystkich naszych jednonocnych współlokatorów będą jak najlepsze, nie unikniemy do końca dźwięków i świateł, jakie generować się mogą, gdy tyle osób o różnych celach przebywa pod jednym dachem. Dlatego dla własnej wygody nie zaszkodzi zaopatrzyć się w opaskę na oczy, czy zatyczki do uszu.
Jedzenie – ze schroniskowej kuchni czy własne?
Wszystkie polskie tatrzańskie schroniska mają kuchnie i oferują w nich różne specjały. Nie ma więc problemu z zamówieniem czegoś na śniadanie, obiad, czy deser (chyba nie ma schroniska, które nie oferuje szarlotki!), a do tego herbaty czy kawy. Trzeba jednak być przygotowanym na to, że stołowanie się przez kilka dni wyłącznie w schroniskowych kuchniach może nieco nadwyrężyć portfel. Ceny posiłków w schroniskach są oczywiście poniekąd zrozumiałe – dostarczenie składników do nich, jak i samo utrzymanie obiektu są bardziej wymagające i tym samym droższe niż w centrum miasta. Jednakowoż wydanie nieomal dwudziestu złotych na dwie parówki z kromką chleba i plamką keczupu może boleć, zwłaszcza jeśli nie zamierzamy schodzić z gór przez kilka dni. Opcją umożliwiającą zaoszczędzenie jest zabranie przynajmniej części jedzenia (jak też zapasu kawy czy herbaty) ze sobą – tu polecają się wszelkie liofilizaty, owsianki i „zupki chińskie”, które w sproszkowanej formie ważą niewiele i wytrzymują transport we wszelakich warunkach pogodowych, a aby były gotowe do spożycia wystarczy je zalać wrzątkiem. Ten ostatni zawsze można dostać w schronisku – albo w kuchni turystycznej, albo w okienku kuchennym, gdy o niego poprosimy. W Polsce póki co raczej wszędzie za darmo. Nastawiając się na tego typu wyżywienie, musimy tylko pamiętać o zabraniu ze sobą przynajmniej kubka (metalowego lub silikonowego, który można złożyć do kompaktowego krążka) i turystycznych sztućców. Woda ze schroniskowych kranów zazwyczaj nadaje się do picia, na wszelki wypadek dobrze jest jednak mieć ze sobą tabletki do jej uzdatniania – wówczas będziemy mogli uzupełnić butelki również wodą ze strumienia, czy nawet stawu.
Zawsze naładowany telefon
Jeszcze nie tak dawno temu radziliśmy sobie bez tego, ale w obecnych czasach naładowany telefon jest dla wielu z nas istotną częścią wyposażenia na wycieczkę. I nie chodzi tylko o możliwość robienia zdjęć, czy kręcenia filmików i natychmiastowego wrzucania ich do sieci. Telefon może nam przecież uratować skórę, gdy będziemy potrzebować pomocy. Z kolei nagła utrata kontaktu z bliskimi, wywołana rozładowaną baterią może spowodobać niepotrzebny alarm. Dobrze zatem mieć świadomość, że naładowanie telefonu w schronisku górskim nie jest oczywistą kwestią. W większości z nich w pokojach nie ma w ogóle gniazdek. Kontakty można znaleźć w łazienkach, czasem na korytarzach, listwy bywają udostępnione w kuchniach turystycznych. Wciąż jednak jest to zazwyczaj maksymalnie kilkanaście gniazdek, a przypomnijmy, że liczby turystów nocujących w schroniskach wykraczają czasem poza setkę. Do tego dochodzi ryzyko utraty telefonu… Niestety, choć górskie schroniska wydają się na pozór być miejscami przyciągającymi turystów o określonych wartościach, to w ostatnich latach coraz częściej słyszy się o dokonywanych w nich kradzieżach. Pozostawienie zatem telefonu bez nadzoru na ponad godzinę może skończyć się przykrą niespodzianką, z kolei siedzenie np. na łazienkowej podłodze i czekanie, aż się naładuje wydaje się średnio wygodne i przyjemne. W ostateczności można zawsze poprosić obsługę schroniska o wpięcie telefonu do gniazdka gdzieś w kuchni, ale tych gniazdek też jest w końcu ograniczona ilość. Rozwiązaniem jest oczywiście powerbank . A jeśli wybieramy się w góry na naprawdę długo i rówież naładowanie powerbanka może okazać się problematyczne, możemy pomyśleć o zabraniu ze sobą panelu słonecznego.
Nocleg w schronisku górskim to zapewne nie jest dobre rozwiązanie dla każdego i, nawet jeśli sami jesteśmy wielbicielami takiego rodzaju kwaterunku, to nie ma sensu namawiać do niego wszystkich wokół. Część osób jednak, czy to ze względu na bliskość szlaków, czy legendarną klimatyczność schronisk chciałaby spróbować, ale jednocześnie ma mnóstwo obaw, wątpliwości i po prostu pytań. Mam nadzieję, że powyższy tekst sprawdzi się jako odpowiedź na wiele z nich. 🙂
Autorką tekstu jest Gosia Nowakowska – liderka sportów turystycznych w Decathlon Radom, a po godzinach od czasu do czasu autorka bloga około-górskiego „Ruda z wyboru”.
Masz pytania na temat produktów turystycznych marek Decathlon? Zapraszam do kontaktu: malgorzata.nowakowska@decathlon.com 🙂