Mija 5 lat od tragicznej burzy na Giewoncie. Przypominamy przebieg tamtych wydarzeń
22 sierpnia 2019 roku rozegrały się wydarzenia, które na zawsze zapiszą się w historii Tatr. Podczas burzy w kopule szczytowej Giewontu zginęły 4 osoby, 157 zostało rannych.
Około południa nad górami zbierały się już chmury, które mogły zwiastować nadchodzącą od Słowacji burzę. W wyższych partiach Tatr nadal przebywało bardzo wielu turystów, niektórzy wręcz dopiero podchodzili na granie.
Pierwsze zgłoszenie dotyczące porażenia piorunem spływa do TOPR o godzinie 13:06 z Chudej Przełączki pod Ciemniakiem. Dziesięć minut później dzwoni telefon, który uruchomił największą akcję ratunkową w dziejach Tatr. Ratownicy zostają poinformowani o uderzeniu pioruna w kopułę szczytową Giewontu. Według pierwszych doniesień 3 osoby są reanimowane przez innych turystów (w tym dwoje dzieci), a znacznie więcej zostało porażonych.
Natychmiast rusza pierwsza, 3-osobowa grupa ratowników, kolejne grupy organizują się w centrali i również wyjeżdżają w kierunku Hali Kondratowej. Początkowo warunki pogodowe uniemożliwiają użycie śmigłowca, jednak o godzinie 14 startuje on mimo nadal szalejącej nad Tatrami burzy. Po kilku minutach nadchodzi informacja o kolejnym uderzeniu pioruna w Giewont.
Pod szczytem ratownicy zastają widoki, które na długo pozostaną w ich pamięci. Rannych jest mnóstwo, niestety są również zabici. Konieczne jest przeprowadzenie triażu, czyli segregacji poszkodowanych w zależności od ich stanu i rokowań. Do akcji włączają się Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, straż pożarna, Grupa Podhalańska GOPR, pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Najciężej ranni transportowani są bez przerwy dwoma śmigłowcami (TOPR i LPR) na lądowisko przy szpitalu w Zakopanem, następnie część z nich do placówek w Nowym Targu, Suchej Beskidzkiej, Myślenicach i Krakowie. Pozostali poszkodowani schodzą lub są znoszeni do schroniska na Hali Kondratowej, które błyskawicznie zamienia się w szpital polowy. Strażacy rozkładają w pobliżu namiot, gdzie również udzielana jest pomoc. Następnie turyści zwożeni są samochodami do Kuźnic.
O godzinie 16:18 do centrali spływa zgłoszenie o kolejnym porażeniu na Siodłowej Przełęczy (szlak z Giewontu do Doliny Strążyskiej). Niedługo później pojawia się informacja o czwartej ofierze, porażonej śmiertelnie w okolicy Żlebu Kirkora.
Przed godziną 18 wszyscy poszkodowani przetransportowani są na dół, tym samym kończy się akcja ratunkowa, jakiej Tatry jeszcze nie widziały. „To była katastrofa, tak to trzeba określić. (…) Tę sytuację można porównać do zamachu terrorystycznego. Duża liczba osób przypadkowych poparzonych, porażonych, z połamanymi nogami, ranami na twarzy i całym ciele. To było naprawdę dramatyczne zdarzenie, które w krótkim czasie przy pomocy wielu służb udało się opanować” – mówił Naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
Bilans burzy okazał się szokujący. W polskiej części Tatr zginęły 4 osoby w tym dwójka dzieci, na Słowacji jedna. Poszkodowanych zostało aż 157 turystów. W działaniach ratowniczych wzięło udział około 180 ratowników TOPR, GOPR, Straży Pożarnej i Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Zobacz także: „Skala tragedii mogła być jednak znacznie większa” – meteorolog i ratownik TOPR Tomasz Nodzyński o burzy na Giewoncie.