05 cze 2015

Wycieczka do nieba – niesamowite warunki na Gerlachu (relacja i zdjęcia)

Wycieczka do nieba – niesamowite warunki na Gerlachu (relacja i zdjęcia)

Relacja Sebastiana Wojdata z czwartkowego wejścia na Gerlach, najwyższy szczyt Tatr. Warunki pogodowe zwalały z nóg.

 

Każdy z nas ma jakieś marzenia, plany…Ja w tamtym roku, w grudniu postawiłem sobie sprawę jasno. W 2015 roku wejdę na króla tatrzańskiego. Nie sądziłem jednak, że przed wakacjami to mi się uda.

Jak wiadomo, szlak na Gerlacha jest nieznakowany więc potrzebny w tym przypadku jest przewodnik tatrzański. Napisałem do Andrzeja i dograliśmy sprawę co do wyjazdu. Z racji tego, że mamy jeszcze śniegu trochę w żlebie, to przewodnik może wziąć maksimum 2 osoby (w sezonie letnim 3). Wujek oczywiście też miał plany, aby zdobyć szczyt toteż do niego skierowałem propozycję, że jest termin ustalony, pozostaje tylko podjąć decyzję czy mu odpowiada data. Dogadaliśmy się i zaczynamy odliczanie.

Termin przypadł na Boże Ciało, więc o godzinie 2:00 rano ruszam z Olkusza do Gorenic, tam pakujemy sprzęt u wujka i startujemy do Zakopanego. W drodze, w okolicach Balic troszkę wzmożony ruch, co mnie zaczęło zastanawiać, ale w końcu długi weekend się zaczął, więc jestem myśli, że dotrzemy bezproblemowo do Zakopanego. Nawet sprawnie nam to poszło, bo o 4:10 meldujemy się przed Zakopcem w McDonald’s na szybkiej kawie, a o 4:45 jesteśmy u Andrzeja. Ładujemy sprzęty i ruszamy na Słowację ku Śląskiemu Domowi.

Plecaki na ramiona i lecimy w kierunku Magistrali, aż do Batyżowieckiego Stawu. Chwilkę na posiłek, nawodnienie się, kilka fotek i ruszamy dalej. Po chwili pojawia się śnieg i zaczyna się lekko pod górę, więc kijki idą w ruch. Maszerujemy w miarę w dobrym tempie, oczywiście po drodze umilając sobie czas opowieściami z naszych dotychczasowych wypraw. Docieramy w końcu do Batyżowieckiego Żlebu. Wcześniej kaski, uprząż i lina poszły w ruch. Pózniej czekan i raki i zaczynamy podejście. Z każdą chwilą widoki zaczynają mnie zadziwiać, co skutkuje strzelaniem fotek „non stop”. Z każdym metrem zaczyna się robić coraz piękniej.

W końcu dochodzimy do momentu gdzie raki można ściagnąć i zaczyna się podejście na szczyt. Docieramy do mojego upragnionego szczytu. Gerlach wita nas jak na króla przystało pięknymi widokami…Morze chmur mnie powala i aż siadam z wrażenia. Na szczycie aparat non stop chodzi, robimy filmiki, zdjęcia, spożywamy posiłek i po godzinie zaczynamy powoli schodzić prawie tą samą drogą. Powiem tak, łatwiej się wchodzi, w tym przypadku momentami śnieg troszkę się rozłaził pod nami, więc troszkę „gleb” się zaliczyło. Ale na szczęście szybko się człowiek pozbierał i lecimy na dół do Stawu.

Podsumowując: wyprawa udała się w 100 %, trafiliśmy na pogodę, na dobre warunki w żlebie, co pozwoliło sprawnie się poruszać, było cieplutko, no i to morze chmur…Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolony. Miłego oglądania fotek!

Sebastian Wojdat

Tagi: galeria Gerlach relacja Tatry Słowackie zdjęcia


Powiązane artykuły