Turyści wzywają TOPR, bo…pada deszcz i jest burza. Niektórzy mają specjalne potrzeby
Jak zwykle w okresie letnim nie brakuje turystów, którzy nie do końca rozumieją istotę działalności TOPR.
W ostatnim czasie przez Tatry często przechodzą gwałtowne załamania pogody i burze. Większość turystów potrafi się na nie przygotować i odpowiednio wcześnie zejść z gór. Wiele osób zostaje jednak zaskoczonych pogorszeniem warunków w wyższych partiach gór.
Jak relacjonuje w rozmowie z radiem RMF ratownik dyżurny Tomasz Wojciechowski, do centrali spływają telefony z prośbą o pomoc „bo pada deszcz i jest burza”. Wyjaśnia, że ratownicy absolutnie nie są w stanie ewakuować wszystkich turystów przy załamaniu pogody. Naczelnik TOPR Jan Krzysztof wspominał niegdyś, że niektórzy prośby zamieniają wręcz na żądania. „To co, ma mnie piorun trafić?!” – krzyczą do słuchawki.
Słynny stał się przykład dwóch turystek, które utknęły podczas burzy na Granatach. Przerażone zadzwoniły do TOPR z informacją, że absolutnie nie są w stanie samodzielnie zejść na dół, ratownicy postanowili więc polecieć po nie śmigłowcem. Gdy okazało się jednak, że ten przetransportuje je do zakopiańskiego szpitala, a nie schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (gdzie miały nocleg), panie nagle odzyskały siły na dalszą wędrówkę.
We wspomnianym wywiadzie dla RMF Tomasz Wojciechowski przytacza jeszcze jeden ciekawy przykład „z życia ratownika dyżurnego”. Jeden z turystów miał zadzwonić do TOPR z prośbą o dostarczenie…herbaty, bo zrobiło mu się zimno. Jak zwykle w sezonie letnim, ratownikom życzymy dużo cierpliwości 🙂
fot. Korni Ło