Płatne ratownictwo i obowiązkowe ubezpieczenia w górach – kilka pytań do zwolenników tych rozwiązań
Jak bumerang wraca temat płatnych akcji ratowniczych w górach i obowiązkowych ubezpieczeń dla turystów. A podnoszące go osoby po raz kolejny udowadniają, że o istocie sprawy pojęcie mają mizerne.
Na jednym z ogólnopolskich portali ukazał się tekst, w którym temat obowiązkowych ubezpieczeń podnosi…ekspert do spraw ubezpieczeń. Nie ratownik TOPR, nie osoba związana z górami, lecz człowiek od ubezpieczeń. To jakby producenta parawanów spytać, czy jego zdaniem powinny one być obowiązkowym wyposażeniem każdego plażowicza.
Jak zwykle przy takich okazjach pojawiają się podniosłe hasła typu „Śmigłowiec to nie taksówka!”, „Nieodpowiedzialni powinni płacić!”, „W innych krajach jest lepiej!”. O rzucaniu bezsensownych tekstów o klapkowiczach czy szpilkowiczkach nie wspominając.
Rozważając temat płatnych akcji i obowiązkowych ubezpieczeń warto zastanowić się nad kilkoma kwestiami:
1. Czy roczny koszt utrzymania TOPR jest silnie zależny od liczby przeprowadzonych akcji? Absolutnie nie. Gdyby zamiast kilkuset akcji w roku ratownicy wyruszali w góry kilkukrotnie, koszty nie byłyby diametralnie niższe. Główną ich składową jest bowiem utrzymanie gotowości, odpowiednie szkolenia, ciągła praca ratowników nad tym, by w tym kluczowym momencie być jak najlepiej przygotowanym do działania w górach.
2. W tak chętnie podawanym za przykład przypadku słowackiej Horskiej Zachrannej Sluzby, wpływy z odpłatnych akcji ratowniczych to zaledwie ok. 8% budżetu. Tak że, jak widzicie, argument pt. „oni mają pieniądze, bo nie latają za darmo” leży i kwiczy. Czy na Słowacji czy w innych krajach ratownicy są tacy zadowoleni z obowiązującego systemu?
3. Ratownictwo w Polsce jest póki co bezpłatne – dlaczego w górach miałoby być inaczej? Czym różni się nieprzygotowany turysta od pijanego rowerzysty, który wjedzie w słup?
4. Jeśli TOPR będzie miał polegać na środkach z wykupionych ubezpieczeń, to odpowiedzcie sobie na pytanie jak bardzo ratownicy będą musieli bujać się po sądach i walczyć o wydębienie pieniędzy zamiast o ratowanie ludzkiego życia? Ile będzie sytuacji, w których ubezpieczyciel będzie robił problemy z wypłatą środków?
5. Co zrobi turysta bez ubezpieczenia w sytuacji zagrożenia? Czy nie będzie miał wątpliwości przed wezwaniem pomocy nawet wtedy, gdy naprawdę będzie jej potrzebował? Będzie. W obawie przed konsekwencjami finansowymi (niemałymi), będzie próbował poradzić sobie sam. W wielu przypadkach będzie to oznaczało próby schodzenia w niebezpiecznym terenie, pogłębienia urazów, bezsensowne ryzykowanie życia. Bez wątpienia taki schemat przyniesie większą liczbę przykrych zdarzeń, których dałoby się uniknąć.
6. „Płacić mają nieodpowiedzialni!”. Pytanie brzmi: kto ma rozstrzygać czy dany delikwent jest odpowiedzialny czy nie? Jakim cudem można ująć to w jakieś sztywne ramy i definiować przepisami? Tak zwana i powszechnie wspominana „odpowiedzialność” zawsze będzie kwestią uznaniową, sporną, rodzącą mnóstwo niepotrzebnych dyskusji, odwołań i problemów.
Zamiast pytać o takie sprawy ekspertów od ubezpieczeń, może warto zasięgać informacji od osób, których problem dotyczy najbardziej, czyli np. ratowników? Swego czasu Naczelnik TOPR Jan Krzysztof popełnił zgrabną wypowiedź, która w wielu aspektach powinna zamykać temat i rozwiewać wątpliwości. Znajdziecie ją TUTAJ.
Największym problemem nie jest system finansowania akcji ratowniczych, lecz śmiesznie niskie wynagrodzenia dla ratowników górskich. To jednak zupełnie inny temat, nad którym należy mocno pochylić się w najbliższej przyszłości.
Przekaż 1% Fundacji Ratownictwa Tatrzańskiego TOPR
fot. Robert Górz – kilka fotografii