Przepis dotyczący zamykania znacznej części szlaków w Tatrach Słowackich na okres od 1 listopada do 15 czerwca budzi w wielu miłośnikach gór spore kontrowersje. Czy jest uzasadniony?
Zapraszamy do przeczytania felietonu Kamila Filipowskiego, prowadzącego bloga Poczuj Magię Gór:
16 czerwca oficjalnie została otwarta znaczna część szlaków w Tatrach Słowackich, które są sezonowo zamykane na okres od 1 listopada do 15 czerwca (począwszy od 1980 roku). Większość osób skupiło się na samym fakcie, że szlaki zostały otwarte po „sezonie zimowym”. Ja jednak chciałbym postawić pewne bardzo „niewygodne pytanie” – dlaczego TANAP nadal utrzymuje tak kuriozalny przepis? Ochrona przyrody? Nie! To tylko pusty slogan – ciężko w tym dostrzec jakąkolwiek realną ochronę przyrody. A może bezpieczeństwo? To też nie zważywszy na egzekwowanie przepisu również (a może wręcz głównie) w tych miejscach, gdzie nie ma ani śniegu ani innych pozostałości po zimie. O co zatem chodzi? Odpowiedzią jest kult absurdalnych przepisów. Tak naprawdę liczy się biurokracja! Smutne, ale prawdziwe.
Pamiątka z czasów komunizmu:
Już sama data powstania tego przepisu tłumaczy jego wysoki poziom absurdu -> 1980 rok. Toż to były zamierzchłe czasy komunizmu. Wtenczas Tatry Słowackie należały do zlepka Czech i Słowacji, którym rządziła Komunistyczna Partia Czechosłowacji (KSČ). A zatem zamykanie znacznej części szlaków turystycznych w Tatrach Słowackich jest wymysłem komunistycznej biurokracji.
Przy czym uwaga! -> Kuriozalne przepisy z czasów komunizmu jakoś można zrozumieć, ale jak wytłumaczyć tą zadziwiającą aktualność „pamiątki komunizmu”? Przecież mamy już 2015 rok. Jak to możliwe, że nikt jeszcze nie wycofał tego wymysłu przeszłości? Teoretycznie na terenie Słowacji komunizm przeszedł do historii, zaś w praktyce „komunizm wiecznie żywy”. W Polsce niestety jest podobnie. Zarówno Polska, jak i Słowacja to kraje mocno dotknięte przez przeszłość, czego skutki odczuwamy do dzisiaj. W obu krajach mamy okropną biurokrację, która bez sensu utrudnia funkcjonowanie w wielu dziedzinach życia. Na domiar złego również Tatr problem nie ominął.
Objawy systemu totalitarnego:
„Bezpieczeństwo turystów” to jeden z podawanych powodów utrzymywania omawianego absurdu. Tymczasem ograniczanie wolności ludzi pod pretekstem „dbania o bezpieczeństwo” jest dość charakterystyczne dla systemów totalitarnych. Oczywiście zima w Tatrach bywa bardzo niebezpieczna – niskie temperatury, śnieżyce, wichury i lawiny stanowią poważne zagrożenia. Uważam jednak, że zimowa wyprawa w Tatrach powinna być kwestią indywidualnego ryzyka. Biurokracja niepotrzebnie się wtrąca.
Co prawda może dochodzić do wypadków, ale przecież w sezonie letnim również do nich dochodzi i to wbrew pozorom raczej nie w mniejszej ilości. W sezonie letnim mamy znacznie łatwiejsze warunki, ale też o wiele większą frekwencję i to może decydować o gorszych czarnych statystykach, mimo że jest bezpieczniej. Ponadto wypadki nie tylko w górach się zdarzają. Np. na drogach mamy sporo wypadków samochodowych i co – czy powinniśmy zakazać jazdy samochodem, bo to jest niebezpieczne?
Poza tym warto dodać, że Słowakom tak naprawdę nie chodzi o bezpieczeństwo turystów. W końcu największe ryzyko otrzymania mandatu (za złamanie okresowego zamknięcia znacznej części szlaków) występuje w nisko położonych rejonach obstawionych leśniczówkami/gajówkami – np. okolice Orawic (Juraniowa Dolina, Bobrowiecka Dolina Orawska), Dolina Białki, czy też Dolina Jaworowa. W efekcie w maju i w pierwszej połowie czerwca znacznie łatwiej otrzymać mandat w miejscach, gdzie nie ma już śladu po zimie niż w wyższych partiach Tatr z dużą ilością firnu i nierzadko również świeżym śniegiem.
Pseudo ochrona przyrody:
Na dole wpisu zamieściłem zdjęcie (z września 2012) jednej z tabliczek TANAP-u, na której widniał napis -> „Szlak turystyczny jest zamknięty od 1.11 do 15.6 z powodu ochrony tatrzańskiej przyrody” -> zatem taki mamy główny oficjalny powód kultywowania biurokratycznej pamiątki z zamierzchłych czasów komunizmu. Jednak jak już to wspomniałem na początku wpisu, w tym przypadku ochrona przyrody jest pustym sloganem – istnieje tylko teoretycznie. Natomiast w praktyce ciężko dopatrywać się tutaj jakiejkolwiek realnej ochrony przyrody. Bo cóż to za ochrona w sytuacji, kiedy zamykane są głównie niezbyt popularne szlaki, zaś większość najbardziej obleganych miejsc i tras pozostaje otwarta cały rok, włącznie ze schroniskami (z wyjątkiem 1 lub 2) i kolejkami. W dodatku ruch ludzi w okresie od 1 listopada do 15 czerwca stanowi stosunkowo niewielką część całorocznego ruchu turystycznego (coś między 25% a 30% – prawdopodobnie sam sierpień zapewnia większą liczbę ludzi w Tatrach niż cały okres 7,5 miesiąca od 1 listopada do 15 czerwca). Czyli tłok występuje głównie w sezonie letnim, a nie zimowym. Co prawda trochę większy ruch mamy w maju (~10%) i w pierwszej połowie czerwca (~5%), ale to i tak mało w porównaniu do tego, co dzieje się w lipcu i w sierpniu.
Podsumowanie i logiczne wnioski:
TANAP w okresie od 1 listopada do 15 czerwca oficjalnie „zamyka” ponad 40% swojej tatrzańskiej sieci szlaków turystycznych;
Zamykane są głównie szlaki w wyższych partiach Tatr i niektóre raczej mało popularne trasy na niskich wysokościach n.p.m. (przy czym łatwiej otrzymać mandat w niższych partiach Tatr – nawet poniżej poziomu 1000 m n.p.m. w Juraniowej Dolinie – niż gdzieś na dużych wysokościach);
Jednocześnie większość popularnych miejsc i szlaków jest otwarta cały rok, włącznie ze schroniskami (z wyjątkiem Schroniska pod Wagą i chyba również Schroniska Czerwieniec);
Ponadto działają sobie kolejki – na czele z kolejką linowo-terenową na Siodełko, której przepustowość sięga poziomu ~1600 osób/h [czyli wg TANAP kolejki wprowadzające tłumy są ok, podczas gdy znikoma liczba osób na niepopularnych szlakach w sezonie zimowym stanowi problem];
W okresie od 1 listopada do 15 czerwca – 7,5 miesiąca – występuje niewielka część całorocznego ruchu ludzi w Tatrach (szacuję to na ~27% lub ~28%, z czego ponad połowa przypada na końcowy okres od 1 maja do 15 czerwca) [przypuszczam, że sam sierpień zapewnia większą frekwencję];
Prawdziwy tłok w Tatrach rozkręca się od lipca i osiąga szczyt w sierpniu, a tymczasem wtedy „przyroda nie musi już odpoczywać”;
Zatem można dojść do wniosku, że TANAP ogranicza zjawisko marginalne, na które po prostu nie ma dużego popytu – po co więc ograniczać coś, co samo się ogranicza? Jaka w tym ochrona przyrody? Co to da, że na niepopularnych szlakach będzie troszkę mniej osób, skoro w tym samym czasie oblegane miejsca pozostają otwarte i kolejki zatłaczają Tatry? W dodatku jaki ma sens ograniczanie małego ruchu zimowego, skoro na tych samych trasach dopuszcza się aktywność w sezonie letnim, kiedy mamy znacznie większy popyt na tatrzańskie wędrówki?
We wnioskach można pójść o krok dalej -> na aktywność zimową w wyższych partiach Tatr decydują się głównie nieliczni pasjonaci. Czyli tym absurdalnym przepisem TANAP bardziej walczy z pasjonatami niż chroni przyrodę.
fot. Kamil Filipowski, www.kamilfilipowski.blog.pl
Tagi:
felieton
przyroda
regulamin
szlaki
TANAP
turystyka