Wypadek na Giewoncie. Kamera zarejestrowała moment zdarzenia (FILM)
Zamieszczamy ku przestrodze nagranie z niedawnego wypadku na Giewoncie wraz z komentarzem autora odnośnie popełnionych przez niego błędów.
Zdarzenie miało miejsce 21 lutego wczesnym popołudniem. Radosław podzielił się filmem pokazującym swoje problemy podczas zejścia ze szczytu, a następnie sam wypadek, który na szczęście skończył się bez poważnych obrażeń. Publikujemy pełen komentarz autora z analizą własnych błędów oraz nagranie na końcu artykułu:
Błędy jakie popełniłem podczas zejścia:
1) godz. 13:12 – pełne słońce, ślisko
2) wyrobiony śnieg (lodowa rampa) przez inne osoby, brak stopni
3) stres, strach przed zejściem tyłem
4) schodzenie bokiem i wiszenie na czekanie
5) brak podparcia rakami które ustawiałem bokiem i łapały tylko jedną krawędzią lub wcale – przed upadkiem poślizgnąłem się dwa razy, a kolega wyżej podpowiadał abym schodził tyłem – patrz punkt 4.
6) brak doświadczenia, pierwsza góra zimą, patrz punkt 3.
7) napierający tłum z góry poza kolegą, również punkt 3.
8) w pewnym sensie jednak pośpiech, patrz punkt 7.
Proszę, niech każdy obejrzy sobie ten film i sam odpowie sobie na pytanie, czy jest w stanie zejść z szczytu, ponieważ łatwiej się na niego wchodzi. Osoby doświadczone wbiegną na niego, jednak osoba z doświadczeniem tylko letnim zawsze może skończyć gorzej niż ja na tym filmie. Moje obrażenia to gorączka i trzęsienie z zimna po ogromnym spaleniu słońcem na noc i w nocy, ogromny ból stłuczonych żeber z prawej strony – pierwsza noc była najgorsza, praktycznie nie mogłem kaszleć i wstać z pozycji leżącej, a także kilka siniaków i mniejszych krwiaków, na całej prawej nodze z przodu, pod tyłkiem, krwiaku i stłuczeniach na całym prawym łokciu, kilku mniejszych siniakach na całym ciele w innych miejscach.
Wszystko skończyło się świetnie, poznaliśmy wspaniałą ekipę, która odprowadziła nas do samych Kuźnic, dziękuję także za pomoc osobom które podeszły do mnie po upadku na śnieg tyłkiem, praktycznie do końca dnia trzymała mnie adrenalina dlatego po trasie do Kuźnic jeszcze minęliśmy wszystkie osoby, które schodziły przede mną, ale następne dwa dni chodziłem jak stary dziadek, pojechałem zrobić prześwietlenie i dostałem receptę na Ketonal, nic się nie stało, naprawdę – poza siniakami na trzeci dzień nie widać po mnie niczego, ale to wszystko mogło skończyć się dużo gorzej.
Przede wszystkim:
1) kask
2) bardzo wypchany miękki plecak na plecach – gdyby nie on, prawdopodobnie miałbym złamany kręgosłup, spadłem około 10-15 metrów – stłuczenia i obrażenia, tak jak rozcięta kurtka od skały i delikatnie ręka na wysokości barku mam/miałem na prawej stronie, tam gdzie nie było już niczego takiego jak plecak, dlatego zamortyzował on mój upadek poza żebrami z tyłu po prawej, prawego pośladka i prawego łokcia
3) trochę farta, a przecież leciałem głową w dół
4) nie widać tego na filmie, ale lecąc pomyślałem tylko o tym, aby rękoma zasłonić okolice głowy i stworzyć sobie kulę ochronną wokół twarzy poza kaskiem by odbijać się nie twarzą a np. właśnie prawym łokciem, czy to, co pomyślałem na samym początku, to – jak długo będę leciał
Świadomość miałem do końca, ale miałem wypadki w życiu już dwa, gdzie traciłem przytomność na kilka sekund na czarny ekran, uważajcie na siebie.
Poniżej film z zejścia i wypadku (moment wypadku 07:15):