Subiektywna klasyfikacja szlaków w polskich Tatrach
Od jakich tras zacząć przygodę z Tatrami? Kiedy iść na Rysy, a kiedy na Orlą Perć? Prezentujemy poradnik podpowiadający w jaki sposób stopniować można poziom trudności tatrzańskich wędrówek.
Tekst: Gosia/Ruda z wyboru
Przeszedłszy prawie wszystkie szlaki turystyczne (i nie że się chwalę – bo po pierwsze jednak nie wszystkie, a po drugie zajęło mi to kilkanaście lat, więc żaden wyczyn) w polskich Tatrach, mając jako taką w nich orientację, reprezentując osobiście ten typ turysty, który się przełamuje i potrzebuje małych kroczków, aby się potem rozhulać, a nade wszystko będąc blogerką (jakkolwiek głupio to brzmi) poszukującą tematów – pozwolę sobie dokonać swoistej klasyfikacji szlaków polskiej części Tatr (bo o słowackich to może innym razem). Poczytajcie, jeśli potrzebujecie, to skorzystajcie, a jeśli nie, to po prostu bawcie się dobrze. Jedziemy.
Aaaa, jeszcze taki mały, drobniutki kruczek. Klasyfikacja dotyczyć będzie szlaków LATEM, w warunkach LETNICH. Lato tatrzańskie na dobrą sprawę zaczyna się zwykle pod koniec czerwca, wtedy to mniej więcej także w bardziej zacienionych formacjach w wyższych partiach (szlak na Rysy, Orla…) topnieje ostatecznie śnieg. Majówka – choćby w Zakopanem upał topił mózgi, wysoko w Tatrach raczej nie bywa jeszcze letnia, a wiosenna. Wiosenne Tatry natomiast oznaczają mniejsze lub większe ilości śniegu (a nawet najmniejsza jego ilość zmienia zasadniczo charakter drogi, może znacząco wpływać na bezpieczeństwo i wymagać przygotowania/wyposażenia zimowego). Również lato może zaskoczyć opadami śniegu – zdarzają się naprawdę, byłam kiedyś w sierpniu w górach parę dni po opadach.
Rozważny turysta przed wyruszeniem na górski szlak powinien zorientować się co do panujących na nim warunków i sprawdzić prognozę pogody. Niezastąpiona jest strona TOPR-u (po prostu topr.pl) z ichniejszymi kamerkami, na których można w minutę ogarnąć ogół sytuacji, sprawdzić zagrożenie lawinowe (jeśli występuje jakiekolwiek, to znaczy, że śnieg na pewno JEST). O aktualne warunki warto też pytać ludzi, którzy z gór właśnie wrócili albo obecnie w nich są (na kamerkach widać w końcu tylko ogół, nawet jeśli na nich nie widzimy śniegu, nie znaczy to, że nie ma go wcale) – do tego celu polecam wszelkie fora internetowe, np. forum Portalu Turystyka Górska (jest tam wątek dotyczący pogody na bieżąco aktualizowany przez górskich pasjonatów, więc niewykluczone, że wcale nie trzeba będzie pytać, bo wszystko już będzie napisane). Opady deszczu też wpływają na bezpieczeństwo górskich wycieczek. A burze to już w ogóle kosmos. Do rzeczy jednak…
Level 1
„Jadę do Zakopanego, podobno ładne te Tatry i można po nich pochodzić, mam całkiem wygodne adidaski, czy mogę iść na Rysy?” – czyli HOLA HOLA: szlaki do zrobienia w obuwiu wszelakim, z palcem w nosie, piwem w ręku (jeśli ktoś musi), parasolką zamiast kurtki itede itepe.
Zasadniczo – tatrzańskie doliny, regle (lasy i leśne wzniesienia) i okolice (polany, inne ciekawe punkty). Większość z dolin wznosi się łagodnie ku górze umożliwiając trekking czysto spacerowy. Zwykle u ich końca znajduje się schronisko, a po drodze niejednokrotnie toi-toie (od biedy można się w nich nawet przed burzą schować, chociaż to taka raczej do du*y opcja). Są dosyć urokliwe, bywają widokowe, czasem okraszone szumem strumyka. Łatwe, niewymagające. W japonkach czy sandałkach (tym bardziej na obcasach) bym osobiście nie poszła, bo uważam to za zwykły masochizm. W „adidasach” czy tenisówkach też jest raczej niezbyt wygodnie, gdyż przez ich miękką podeszwę czuć każdy kamyk, a na większych nierównościach noga w bucie bez usztywnienia kostki może się łatwo (a za to boleśnie) wykręcić – jednak da się ogarnąć i w takim obuwiu.
– Dolina Chochołowska do schroniska
– Dolina Kościeliska do schroniska (można dalej nad Smreczyński Staw)
– (Dolina Lejowa pewnie też, choć tam akurat nie byłam)
– Dolina Małej Łąki do Wielkiej Polany
– Przysłop Miętusi
– Dolina Strążyska do herbaciarni (można dalej do wodospadu Silkawica)
– Dolina ku Dziurze
– Dolina za Bramką
– Dolina Białego bez celu
– Dolina Kondratowa do schroniska
– Hala Gąsienicowa przez Dolinę Suchej Wody
– Dolina Rybiego Potoku (asfalt) do Morskiego Oka
– Rusinowa Polana (z obydwu stron)
– Psia Trawka, Polana Waksmundzka (tam też jakoś jeszcze nie zawitałam)
– Dolina Olczyska (i tu mnie nie było…)
– Droga pod Reglami
– Ścieżka nad Reglami
To były banały. W liczbie takiej, że spokojnie wystarczy nie tylko na wyjazd, co nawet na cztery wyjazdy, ale idę o zakład, że przy realizowaniu trzeciego dowolnie wybranego z powyższych punktów zaczniecie wydawać z siebie niekontrolowane i przeciągłe ziewnięcia. A zatem – lista tego, gdzie jest ociupinkę trudniej, można się już spocić (bo na tych powyżej, to chyba przy upale albo w foliowej pelerynie, seriously), palec w nosie w sumie może zostać, chociaż hmm…może jednak niekoniecznie.
– Kopieniec Wielki
– Nosal
– Gęsia Szyja
– Sarnia Skała
– Grześ
– Dolina Pięciu Stawów Polskich przez Dolinę Roztoki
– Hala Gąsienicowa przez Boczań lub Jaworzynkę
– Czarny Staw pod Rysami
Bardziej szczegółowo potraktowany temat wycieczek dla początkujących macie tutaj i tutaj.
Level 2
„Podstawy mam za sobą, gdzieś bym poszedł wyżej, ale Tatry taaaakie straszne. P. S. czy mogę już na Rysy?” – czyli TYLKO SPOKÓJ MOŻE NAS URATOWAĆ: palec z nosa wyjmujemy już raczej obligatoryjnie i inwestujemy w choćby najtańsze buty trekkingowe (goretex, coby nie przemakały; vibram, coby się nie ślizgać na kamorach; za kostkę, coby noga nie leciała na nierównościach), pakujemy plecak na górską wyprawę, przygotowujemy się na znaczne oddalenie od schronisk oraz toi toi i idziemy na…
– Kasprowy Wierch (z Kuźnic lub z Hali Gąsienicowej)
– jakiś inny szczyt, lub kilka szczytów Tatr Zachodnich (większość nie zaskakuje trudnościami) np. Rakoń, Wołowiec, Ornak (na wszelki wypadek najpierw sprawdzamy, co to są Siwe Skały, żeby się na górze zanadto nie zdziwić), Czerwone Wierchy (Kopa Kondracka, Małołączniak, Krzesanica, Ciemniak), Kończysty Wierch, Starorobociański, Trzydniowiański, Suche Czuby… pewnie także inne są w gruncie rzeczy łatwe i godne polecenia początkującym, na tych po prostu akurat ja byłam
– szlak przez Świstówkę Roztocką łączący Dolinę 5 Stawów z Morskim Okiem
– przełęcz Karb
– przełęcz Liliowe lub Świnicką z Doliny Gąsienicowej
– przełęcz Zawrat – uwaga! – od Doliny 5 Stawów i powrót tą samą drogą!
Spodobało się? No to powpadaliście jak śliwki w kompot! I zapewne jesteście gotowi na…
Level 3
DRŻYJCIE, NADCHODZĄ ŁAŃCUCHY („P. S. a na Rysach to dużo tych całych łańcuchów…?”)
Tak po prawdzie, to obecność łańcuchów nie oznacza, że szlak jest trudny. Moje obserwacje są takie, że łańcuchy wiszą na szlakach POPULARNYCH, a tuż obok wiodą szlaki o zbliżonej trudności pozbawione żelastwa, jednak mniej znane i zdecydowanie mniej pożądane. Łańcuch niczego nie utrudnia. Łańcuch ułatwia. Pozwala się skutecznie uczepić zarówno podczas podejścia jak i zejścia. Początkowo wywołuje strach, bo niechcący wtłacza nasze myślenie w schemat „skoro jest tu łańcuch, to znaczy, że to miejsce jest niebezpieczne, mam się tego łańcucha trzymać, przypadkiem nie próbować przejść gdzieś obok!”. Nooo… nie do końca z tego powodu i po to są łańcuchy, ale fakt faktem, że z początku lekko straszą. Do zapoznania się z tatrzańską biżuterią dobre są:
– Giewont
– Szpiglasowa Przełęcz z Doliny Pięciu Stawów Polskich (można też wejść na Szpiglasowy Wierch)
– Jaskinia Raptawicka (przy okazji warto też odwiedzić Mylną – koniecznie z latarką!)
Na podobnym poziomie trudności, jednak bez sztucznych ułatwień uplasowałabym:
– przełęcz Krzyżne
– Wrota Chałubińskiego
– Kozi Wierch z Doliny 5 Stawów (powrót tą samą drogą)
– Zadni Granat (powrót tą samą drogą)
Jeśli to Wam się podoba, chcecie więcej i czujecie się na to więcej gotowi, to już nie jesteście śliwkami w kompocie, a rodzynkami w serniku, który ktoś właśnie ładuje do piekarnika. Tatry Was złapały, omamiły i prędko nie puszczą. Przychodzi pora na…
Level 4
„Byłem tu, tam i siam, dałem radę, było spoko, poszedłbym gdzieś jeszcze wyżej albo trudniej, no ale sam nie wiem… Właściwie, to potrzebuję, żeby ktoś zdecydował za mnie”. Rysy znikły nieprzypadkowo. Paradoksalnie im więcej człowiek w Tatrach przejdzie, tym mniej pcha się w popularne, a niekoniecznie banalne trasy, tym więcej ma pokory i obaw, tym lepiej chce się przygotować. A tymczasem śmiało może próbować sił na szczytach takich jak:
– Kościelec
– Skrajny Granat, choć sam w sobie na tym etapie się już mało opłaca
– Świnica (od Świnickiej Przełęczy)
…i jeśli nadal ogarnia temat, swoją psychikę i zwieracze, to otworem stoją:
– Rysy
– Zawrat od Hali Gąsienicowej
– odcinek Orlej od Koziego Wierchu do Skrajnego Granata
…a jeśli na drugie imię nagle zaczyna mieć „ekspozycja” to zapewne bez problemu poradzi sobie również na:
– Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem
Level 5
czyli: wciąż trochę się boję, zadaję pierdyliard pytań, ale wiem, że pójdę, bo JESTĘ GÓRSKIM HARDKORĘ.
No bo skoro wszystko do tej pory zamiast zjeżenia włosów na głowie wywoływało Twoją nieokiełznaną frajdę (albo w ostateczności jedno i drugie), to chyba nie masz wątpliwości, że wylądujesz w końcu na szlaku o pięknej i szlachetnej nazwie:
– Orla Perć
– tu umieściłabym też odcinek pomiędzy Świnicą a Zawratem, moim zdaniem o trudnościach porównywalnych z Orlą Percią (ZAMKNIĘTY DO ODWOŁANIA)
– i jeszcze zejście z Koziej Przełęczy na stronę Pięciu Stawów
TADAM!
Raz jeszcze powtórzę, że klasyfikacja powyższa jest i musi być poniekąd subiektywna, bo jest pisana przeze mnie, a nie przez robota. Zaznaczam też, że wskoczenie na kolejny etap nie musi być poprzedzone zaliczeniem wszystkich pozycji z levelu niższego (zwłaszcza na łatwiejszych poziomach szło by się z tym zamordować). Jako zwolenniczka stopniowania trudności zachęcam jednak do wybrania przynajmniej po jednym z punktów z poziomu niższego nim przystąpimy do eksplorowania trudności kolejnego – po to, aby się sprawdzić: czy dajemy radę, czy strach nas nie paraliżuje, czy wielogodzinne wysokogórskie wędrówki są na pewno dla nas. Zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy z marszu i czystego przypadku trafili na Orlą Perć, przeszli ją i świetnie się bawili. Inna sprawa, na ile było to rozsądne. Mnie akurat powolne (może nawet zbyt powolne) zwiększanie trudności pozwoliło z czasem dotrzeć na OP (która kiedyś wydawała mi się nieosiągalna do tego stopnia, że wykraczała poza sferę marzeń) i przebyć ją z przepyszną radością. Czego i Czytelnikom nieśmiało o Orlej marzącym życzę.
Dokładne opisy wszystkich szlaków w polskich Tatrach znajdziecie w e-booku: „Przewodnik pod Tatrach Polskich. Szlaki turystyczne”