11 lip 2018

Z wózka na…najwyższy szczyt Tatr. Angelika Chrapkiewicz-Gądek zdobyła Gerlach!

Z wózka na…najwyższy szczyt Tatr. Angelika Chrapkiewicz-Gądek zdobyła Gerlach!

Angelika Chrapkiewicz-Gądek od 3. roku życia choruje na postępującą chorobę – rdzeniowy zanik mięśni. Od 14. roku życia porusza się na wózku. A jednak nie rezygnuje z marzeń, pokazując innym, że dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych.

 

O Angelice pisaliśmy już kilkukrotnie z okazji jej poprzednich tatrzańskich wyczynów. Niezwykła siła woli zaprowadziła ją już m.in. na Mnicha i Rysy. Teraz spełniła swoje kolejne, wielkie marzenie – zdobycie Gerlacha, najwyższego szczytu Tatr i całych Karpat. Poniżej relacja Angeliki z tej wyjątkowej wyprawy:

„Wyprawa na Króla Tatr była bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem od samego początku. Pierwsza moja nieśmiała myśl pojawiła się 2 lata temu. Wtedy jeszcze nie byliśmy jako zespół na to gotowi. W międzyczasie zobaczyłam Mnicha…mimo lęku wysokości, postanowiłam się z nim zmierzyć, by też lepiej przygotować się na wrażenia czekające na Gerlachu. Na ćwiczeniach wzmacniałam mięśnie właśnie z tą intencją, zaplanowałam z trenerem plan ćwiczeń, aby wzmacniać ręce i wszystkie mięśnie, które mam jeszcze mocne, ciągle walczyłam ze słodkimi pokusami, by trzymać dietę. Niejednokrotnie słyszałam: „Angie, jaka ty chuda jesteś”. Miałam naprawdę momentami dość, gdyż moja waga jest utrzymywana głównie pod góry, pod nosiło i jest wynikiem wielu wyrzeczeń i ciągłej pracy. Oczywiście, że pragnę wsuwać pączki, drożdżówki, ale coś za coś! Tak mogę się przygotowywać do górskich eskapad z moimi przyjaciółmi. Kolejne logistyczne przedsięwzięcia to pozwolenie od Tatranský národný park | TANAP i oczekiwanie w napięciu na zielone światło. Następnie znalezienie Przewodników z uprawnieniami IVBV, którzy podejmą się wyzwania prowadzenia takiej grupy. I najważniejsze zebranie Zespołu — osób bardzo doświadczonych, taterników i wspinaczy. Do takiej akcji potrzebne jest ok. 10-12 osób, więc jest to dość spore wyzwanie, by wszystko skoordynować. Ogromne podziękowania dla Kierownika akcji Mariusz Biłyk z KWBB. Pozostało ustalenie terminu, a najlepiej dwóch, gdyż pogoda w górach jest dość kapryśna. Ostatni elementy to: ubezpieczenia, sprzęt, pozwolenia na wjazd do Śląskiego Domu.

Pierwszy termin nie wypalił…pogoda pokrzyżowała plany. Kolejny był za 2 tygodnie. Były to najdłuższe 2 tygodnie w moim życiu. O niczym innym nie mogłam myśleć, byłam nawet zdecydowana jechać do Śląskiego Domu i czekać…być blisko. Towarzyszyło mi uczucie niepokoju. Wyczekiwanie…napięcie…niekomfortowe uczucia, kiedy już nic nie zależy od Ciebie. W dzień wyjścia miałam wystąpienie inspiracyjne w Krakowie dla 400 osób. Tuż przed nim zadzwonił do mnie przewodnik, że niestety jest duże ryzyko burzy w godzinach popołudniowych, w tym czasie, kiedy planujemy schodzić i że jeszcze nie wiadomo, czy ruszymy. Potwierdzi za godzinę. Musiałam wyłączyć telefon na 1,5 h, spróbować nie myśleć o tym, gdyż 400 osób czekało na to, aby wysłuchać mojej prelekcji. Ależ to było trudne! Dałam z siebie 100% i zaraz po niej z drżącymi rękoma włączyłam telefon. Przyszedł SMS: „startujemy”. Nie wyobrażacie sobie mojego szczęścia. Nareszcie! Podczas drogi do Zakopanego myślałam o tym, że pogoda może się załamać, ale dla mnie było wtedy ważne już to, że za moment spotkam się z całą ekipą i będziemy razem z tymi uczuciami, przed tak trudnym wyjściem w góry.

Krótka narada w moim zakopiańskim domu, sprawdzenie sprzętu (tutaj nosidło jest kluczowe, a ono zostało przygotowane i wzmocnione już wcześniej, Juri z KWBB dziękuję), buziak dla Taty i przejazd na Słowację. Oczywiście jeszcze ze 4 razy sprawdzałam pogodę, od 3 tygodni była to moja strona startowa 🙂

Ruszyliśmy spod Domu Śląskiego o 3.20. Przywitał nas przerażająco zimny wiatr. Nabraliśmy tempa, aby się nie wyziębić. Ciągle też myśleliśmy o pogodzie. W skład ekipy wchodziło w sumie 16 osób. Wychodziliśmy i schodziliśmy Batyżowieckim Żlebem. Żleb nie należy do najciekawszych. Trzeba uważać, aby nie strącić kamienia i aby nie zostać trafionym kamieniem zrzuconym z góry. W najbardziej eksponowanych miejscach, czyli w Batyżowieckiej Próbie czekają klamry. Występuje również zalegający śnieg. Atak Batyżowiecką Próbą zaczęło 8 chłopaków z Klub Wysokogórski Bielsko Biała i 4 z Polskie Stowarzyszenie Przewodników Wysokogórskich Na szczycie byliśmy o 8.10. Całość akcji 10 h i 30 min, w tym 1,5 h odpoczynku i bycia z przyrodą.

Każdy z moich górskich szczytów jest dla mnie magią i spełnieniem marzenia. Zawsze nadaję mu znaczenie. Jakim szczytem jest więc Gerlach?

Determinacji. Przez niego poczułam jeszcze mocniej to, że to, czego nie można zabrać drugiemu człowiekowi, który ma marzenie, to jego hart ducha i determinacja, by je spełnić. Czasem potrzeba czasu, cierpliwości, ale poczucie sensu i ta właśnie waleczność o marzenia pozwala mu wytrwać w chwilach zawahania się, niepokoju, ocen innych. W moim przypadku może na pierwszy rzut oka wygląda to tak, ze zanik mięśni odbiera mi wiele z życia, jednak jestem zdania, że po prostu uczy mnie jak można inaczej, jak wytyczać swój własny szlak. Niczego mi nie odbierze, jeśli w sercu mam marzenia, które nie pozwalają o sobie zapomnieć. Po prostu zdobędę się na determinację i poszukam rozwiązań. A podczas tej drogi znajdę, coś najcenniejszego na świecie — przyjaciół, którzy wraz ze mną będą chcieli to przeżyć. Chciałabym, aby świat był inny, dlatego robię rzeczy i podejmuje działania, które pragnę, by każdy z nas robił — spełniał marzenia, odkrywał cud życia, swój potencjał, przesuwał granice możliwości, strachu, ocen innych. Każdy z nas ma prawo robić to, o czym marzy.

Wyjście w góry kosztuje mnie bardzo dużo sił i wysiłku, które później odkupuje bólem i ogromnym zmęczeniem. Oczywiście, że jestem wnoszona, ale ciągle powtarzam, że nie jest to dla mnie sprawa prosta. Pomijam zaufanie do drugiej osoby. Zawsze bardzo martwię się o mojego górskiego partnera. Słyszę jego oddech, bycie serca. Stanowimy jedność na 10 minut, bo co 10 minut są zmiany. Co parę minut na nowo budujemy między sobą współpracę i zaufanie. Jest to trudne dla mnie, zwłaszcza w sytuacjach, gdy jestem długo w jednej pozycji, w przechyłach, podczas wspinaczki. Nie mogę zaczerpnąć pełnego wdechu, widzę wszystko to, co jest pod nami, nie wiem co dzieje się za mną, muszę zawierzyć i być skoncentrowana na wspólnej pracy. A to czy coś mi się wrzyna, czy nie, to już nawet o tym nie wspominam 

… wzruszenie, szczęście, radość, duma. Miłość do życia, do tych, którzy mi towarzyszą, do siebie, że nie rezygnuje z tego, co kocham. To właśnie moment na szczycie. Wszystkie te emocje przeplatają się z mdłościami i przyspieszonym oddechem. Ależ to jest magia! Piękna, trudna droga na szczyt, która daje tak wiele!
Wyprawy w góry, zdobycie szczytu ma dla mnie zupełnie inny wymiar niż dla większości zewnętrznych obserwatorów – to takie moje zwycięstwo ducha i ciała i pięknych czystych wartości, które rodzą się między wszystkimi członkami ekipy.

Całemu zespołowi, mojej rodzinie górskiej oddaje pokłony – Klubowi Wysokogórskiemu Bielsko Biała ? Dziękuję za wsparcie Polskiemu Stowarzyszeniu Przewodników Wysokogórskich IVBV oraz Markowi Trávníčkowi – prezesowi Słowackiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich. Zrobiliśmy to jako pierwsi na świecie!

Do zobaczenia na górskich szlakach 
Angie”

 

Najnowsze dokonania Angeliki Chrapkiewicz-Gądek śledzić możecie TUTAJ. Poniżej kilka zdjęć z wyprawy na Gerlach.

 

fot. materiały Angeliki Chrapkiewicz-Gądek

Tagi: Angelika Chrapkiewicz-Gądek Gerlach motywacja niepełnosprawni relacja wycieczka


Powiązane artykuły