Tak wygląda akcja lawinowa TOPR. „Walczymy z czasem i ekstremalnie trudnymi warunkami”
„Do 15 minut od zasypania jesteśmy w stanie odkopać 90% żywych osób. Po 15 minucie tzw. krzywa przeżycia gwałtownie spada, liczy się dosłownie każda sekunda, bo zasypani nie mają jak oddychać” – mówi dr hab. Sylweriusz Kosiński, anestezjolog i ratownik TOPR.
Agnieszka Krupa przeprowadziła wywiad z Sylweriuszem Kosińskim, cenionym w świecie specjalistą, współtwórcą Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej w Krakowie, pracującym również w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Dzięki uprzejmości autorki zamieszczamy fragment tej rozmowy dotyczący lawin:
– Jak wygląda akcja lawinowa?
– To jedna z najbardziej skomplikowanych i złożonych akcji ratowniczych. Ilość zaangażowanych środków i osób jest niewyobrażalna. Walczymy z czasem i ekstremalnie trudnymi warunkami. Ryzyko jest bardzo duże – zawsze istnieje niebezpieczeństwo kolejnego obrywu i zasypania ratowników. Kluczowym celem naszych działań jest jak najszybsze odnalezienie zasypanych. Do 15 minut od zasypania jesteśmy w stanie odkopać 90% żywych osób. Po 15 minucie tzw. krzywa przeżycia gwałtownie spada, liczy się dosłownie każda sekunda, bo zasypani nie mają jak oddychać. Odkopywanie jest bardzo pracochłonne, bo śnieg w krótkim czasie od zatrzymania się lawiny zamienia się w bardzo twardą skorupę, na której łamią się nawet metalowe łopaty. Aby wykopać kanał, który prowadzi do zasypanego pracuje kilka zmian ratowników, którzy do utraty tchu przerzucają ręcznie metry sześcienne śniegu.
Po dotarciu do poszkodowanego, oceniamy jego stan – sprawdzamy, czy poszkodowany miał szansę oddychać pod śniegiem dzięki tzw. przestrzeni powietrznej. Mierzymy też temperaturę ciała. Jeżeli na podstawie wszystkich przeprowadzonych badań stwierdzamy, że poszkodowany ma szansę na powrót do życia, to nawet jeśli doszło do zatrzymania krążenia, zaczyna się walka o jak najszybsze dotarcie do ośrodka, który ma odpowiednie możliwości i doświadczenie w ogrzewaniu pozaustrojowym. W naszym przypadku jest to Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II w Krakowie, z którym współpraca układa się znakomicie. Obecnie jest to wiodący ośrodek w kraju i na świecie, który prowadzi ogrzewanie pozaustrojowe chorych w hipotermii i ma w tej dziedzinie rewelacyjne wyniki.
– Razem z doc. Tomaszem Darochą jest Pan współtwórcą Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej w Krakowie. Inicjatywa leczenia hipotermii wyszła od ratowników TOPR?
– Tak, myśleliśmy o tym od dawna. Po tragicznej lawinie z 30 grudnia 2001 roku, w której zginęło dwóch naszych ratowników, zostałem zaproszony na spotkanie Komisji Medycznej ICAR, na którym rozmawialiśmy o ogrzewaniu pozaustrojowym. Dla nas to była nowość – krążenie pozaustrojowe było dostępne tylko na oddziałach kardiochirurgii, aparatów było na tyle mało, że nawet nie myśleliśmy, żeby wykorzystać je z innych wskazań. Dopiero kolejna tragedia w marcu 2011 roku (w Tatrach Zachodnich 3 osoby zginęły zasypane przez lawinę – przyp. Red.) była impulsem do bardziej zdecydowanych działań. Wtedy nawiązaliśmy kontakt z dr. Tomkiem Darochą i udało się w końcu taki system stworzyć. Obecnie jesteśmy wzorem dla innych krajów.
Prowadzimy i projektujemy szereg badań naukowych, dzięki którym spodziewamy się wyjaśnić zjawiska towarzyszące ogrzewaniu wychłodzonych, określić przyczyny i przebieg hipotermii oraz opracować optymalny sposób leczenia tej choroby.
Całą rozmowę z dr. hab. Sylweriuszem Kosińskim przeczytać możecie TUTAJ.
fot. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe – TOPR