Rodzice, uważajcie na dzieci w górach. Chwila nieuwagi i może dojść do tragedii
Warto poruszyć dość istotny temat pilnowania dzieci w miejscach z dużą ekspozycją terenu.
Chodzenie po górach z dziećmi to piękna przygoda i warta propagowania aktywność. Należy jednak zachować przy tym wszelkie zasady bezpieczeństwa i wzmożoną czujność, szczególnie gdy odwiedzamy szlaki z pewną ekspozycją terenu lub przebiegające w pobliżu urwisk skalnych.
Jednym z takich miejsc jest uchodzący za łatwy, reglowy szczyt Nosal. I rzeczywiście, wejście na wznoszący się ponad Kuźnicami wierzchołek nie przysporzy większych problemów nawet kilkuletniemu dziecku. Wielu rodziców nie zdaje sobie jednak sprawy, że potencjalne niebezpieczeństwo jest bardzo blisko. Masyw Nosala podcięty jest bowiem stromymi urwiskami i należy cały czas trzymać się znakowanej trasy. Michał Świderski był niedawno świadkiem sytuacji, jakie w Tatrach zdarzają się niejednokrotnie.
„Początek września, Nosal. Mimo dość pochmurnego dnia na szczycie sporo ludzi, w tym także rodzin z małymi dziećmi. Nagle jedno z nich – na oko 5-latek – postanawia powspinać się po dużych jak na niego kamieniach. Matka stanowczo reaguje i strofuje malca, że nie może chodzić w tym miejscu bez opieki. Ten jednak po chwili znów próbuje przemieszczać się samemu. W końcu cała rodzina siada na skałkach, ledwie kilka metrów od urwiska, z którego istnienia nadpobudliwy chłopiec pewnie nie zdaje sobie nawet sprawy. Kilka szybkich kroków, które nieświadome niebezpieczeństwa dziecko może zrobić, gdy rodzice w porę nie zareagują, i tragedia gotowa.
Drodzy Rodzice – jeśli decydujecie się zabrać swoje pociechy w góry, uważajcie na nie. Niepozorny na pierwszy rzut oka Nosal jest przecież miejscem niebezpiecznym. Jedna chwila nieuwagi i może dojść do ogromnej tragedii – dziecko nieświadome zagrożenia, nierozumiejące otoczenia, w którym się znajduje, może nagle „urwać się” dla zabawy rodzicom i zbliżyć do granicy urwiska. A przecież barierek tam nikt nie postawi.
Zdaję sobie sprawę, że mogę brzmieć nieco katastroficznie, ale wolę dmuchać na zimne niż dodawać Tatromaniakowi smutnych obowiązków informowania o kolejnej tragedii.” – pisze Michał.