„Płakałam nad tym, co przeżyłam” – szczera relacja turystki z Orlej Perci. I jedna ważna rada
Zamieszczamy nieco inną, ale bardzo ważną relację z przejścia najtrudniejszego szlaku Tatr.
Dla wielu osób Orla Perć to przysłowiowy „pikuś”. W sieci dominują bardzo pozytywne relacje z przejścia szlaku, a ich autorzy zachęcają każdego do spróbowania swoich sił na tej trasie. Rzadko trafia się na opisy, w których dominującym uczuciem jest strach, potrafiący przysłonić jakąkolwiek radość z wędrówki emocjonującym odcinkiem.
Dominika odważyła się napisać kilka szczerych słów po swojej wędrówce Orlą Percią w ostatni piątek. Poza podzieleniem się swoimi emocjami, zwraca uwagę na bardzo ważny aspekt, jakim jest niewywieranie presji na osobach, które w danym miejscu radzą sobie gorzej i potrzebują raczej wsparcia aniżeli pospieszania. Przeczytajcie:
„Jestem pełna podziwu dla osób, które przechodzą ten szlak bez trudności. To, ze jest niebezpiecznie, trudno i długo – wiedziałam. To, że są ogromne ekspozycje, przepaści, drabinka – wiedziałam. To, że nie mam lęku wysokości, przestrzeni i że powinnam dać radę fizycznie – wiedziałam. Rozchodzona od kilku dni po górach, wspinaczka na Mnicha, ekspozycja, z łańcuchami i ekspozycją miałam do czynienia itd. itp.
Zawrat w porządku, ale kiedy doszłam do Koziego Wiechu płakałam, w myślach modliłam się, mój lęk zmieszał się z komentarzami śmiejących się osób, że będzie gorzej. Dużym utrudnieniem dla mnie jest to, że jestem niska. Pękło coś we mnie, pierwszy raz coś takiego miałam w górach, chciałam schodzić do Doliny Pięciu Stawów, na Kozim Wierchu głowa odpoczywała, a mój towarzysz motywował i pocieszał, powiedział, że zejdzie ze mną, pan spotkany na Kozim ze spokojem powiedział, że do Granatów po tym co już przeszłam poradzę sobie. Dalej chciałam schodzić. Wiedziałam, ze to nie wstyd zejść, na rozstaju szlaków musiałam podjąć decyzję czy iść dalej na Granaty czy schodzić do piątki.
Wybrałam i poszłam w górę. Strach mniejszy, nie było już osób które straszyły słynną przełączką. Ze spokojem zaczekał, podały rękę. Wcześniej osoby, które były za mną napierały, żebym szła szybciej, przepuszczałam je, ponieważ ważne były dla mnie ostrożność i skupienie. Na Granatach było więcej wyrozumiałych osób, którym dziękuję za niewywieranie presji. Ludzie nawet nie wiecie jakie to ważne, żeby nie gadać takich rzeczy osobom które mają załamanie. To że wy się nie boicie, że Orla Perć nie wywołuje w was lęku nie znaczy, że ktoś inny jak ja niespodziewanie go nie dostanie. Dziękuję też mojemu towarzyszowi za pomoc, gdyby nie on…
Po zejściu z Granatów kontuzja mięśnia uda, ale wróciłam cała. Szczęśliwa? Nie. Płakałam nad tym co przeżyłam, wtedy na Kozim Wiechu to była moja klęska, a emocje które mi towarzyszyły zabrałam ze sobą w doliny. Dopiero dziś jestem szczęśliwa. I wdzięczna. To ma sens, doświadczyłam czegoś zupełnie nowego, poznałam jeszcze bardziej siebie, zobaczyłam siebie taką jakiej nigdy nie widziałam. Mam nadzieję, że dzięki temu będę silniejsza, a mój respekt do gór urósł jeszcze bardziej. Postanowiłam, że podzielę się tym z Wami, ponieważ nie zawsze jest pięknie jak na zdjęciach.”