„Milczenie jest złotem”, czyli o internetowych reakcjach na wypadki w górach
Będzie prosto z mostu i dość dosadnie. Jedni się zgodzą, inni oburzą, do kilku osób może trafi.
Jakie uczucia macie po informacji o śmiertelnym wypadku w górach? Bo u mnie jest to tylko smutek. Nie zastanawiam się czy dany człowiek był przygotowany czy jakie popełnił błędy. Jest mi zwyczajnie, po ludzku, przykro.
Pewnie zdecydowana większość z Was ma podobnie, a jednak zawsze znajdą się tacy, którzy od razu po przeczytaniu tragicznej wiadomości muszą podzielić się swoimi przemyśleniami. I zaczyna się sypanie banałami o szacunku do gór, ogólnikowe teksty o przygotowaniu turystów, wreszcie nie mające tu żadnego znaczenia przykłady typu „kiedyś widziałem gościa w klapkach pod Rysami”.
No oczywiście że do gór trzeba mieć szacunek. Ale do jasnej cholery, pisanie takich mądrości pod informacją o czyjejś śmierci jednak delikatnie sugeruje, że osoba ta mogła tego sławetnego szacunku do gór nie mieć. Zapewne dlatego zginęła, bo przecież gdyby szacunek do gór miała, nic by się jej nie stało. Proste. Zadziwiające jest to, że w statystykach TOPR jako najczęstsze przyczyny wypadków widnieją poślizgnięcia, potknięcia, odpadnięcia od ściany. Przecież wystarczyłoby wpisać wszędzie „brak szacunku”.
Nie ma rzeczy bardziej żenującej i zawstydzajacej od pisania ogólnikowych mądrości pod informacją o czyjejś śmierci. Takie rozważania można snuć w knajpie przy piwie, a nie kilka minut po zdarzeniu, o którego okolicznościach zazwyczaj nie mamy pojęcia.
Jeszcze gorzej jest natomiast, gdy nieprzygotowany turysta przeżyje lub – nie daj Boże – wyjdzie całkowicie bez szwanku. Utknięcie w trudnym terenie, zabłądzenie… to jest dopiero pole do tańca w komentarzach. Najlepiej gdy rzecz ma miejsce na Słowacji, wtedy słowa krytyki zmieszać można z radością, że jednak delikwent za swój popis zapłaci. Co za ulga.
Błędy popełniane w górach są wyjątkowo spektakularne. Ale czym różnią się od błędów popełnianych przez każdego z nas również na nizinach? Ilu z nas przytrafi się w życiu błąd za kierownicą? Ilu z nas będzie miało problemy ze zdrowiem ze względu na złą dietę i brak ruchu? Co powinniśmy wówczas usłyszeć od lekarzy, co od bliskich, których narażamy na wielki stres? Czy osoba, która popełniła w górach błąd nie dostaje najlepszej nauczki na miejscu, musząc czekać na pomoc? I wreszcie, czy opieprzać ją nie powinni przypadkiem ci, którzy muszą iść ratować czy znosić na własnych barkach, a nie ci siedzący w wygodnych kapciach w domu?
Marzę o świecie, w którym każdy miłośnik gór potrafi zająć się pracą nad samym sobą zamiast pouczaniem innych. Marzę o chwili, w której pod postem o śmiertelnym wypadku zobaczę więcej gałązek kosodrzewiny niż pseudomądrości wygłaszanych w najgorszą możliwą godzinę. Marzę, żebyśmy wzorem ratowników TOPR w potrzebującym pomocy widzieli przede wszystkim drugiego człowieka, a nie jego winę.
Bo niedobrze mi się robi, gdy mam do czynienia z „tatromaniakami „, których postawa jest zaprzeczeniem wartości, które powinny być właściwe dla ludzi gór.
Wiem, że to co piszę i jak piszę jest średnio poprawne politycznie. Pewnie według niektórych nie powinienem pozwalać sobie na tak dosadne opinie, bardziej ważyć słowa, nie wtrącać się. Ale ja uważam, że szczególnie na takiej stronie jak ta takie słowa powinny wybrzmieć. Że skoro w odróżnieniu do innych mediów mogę sobie na pewne rzeczy pozwolić, to muszę to zrobić i nie pozostawić żadnych wątpliwości co do mojego stosunku do takich sytuacji. Że muszę stanąć po stronie zwykłej przyzwoitości.
Na koniec taka refleksja: mam nadzieję, że wszyscy piszący o szacunku do gór nigdy nie będą musieli się przekonać, że w niektórych przypadkach kluczowe może okazać się inne słowo na „sz”… szczęście.